2012.03.29// D. Kwiecień
Któż z nas w dzieciństwie nie oddawał się zabawom, w których wyobrażał sobie, że uczestniczy w wielu przygodach na dzikim zachodzie, a jego głównym towarzyszem jest rewolwer? Chociaż lata mijają, wciąż pociąga nas tamten świat. Zwłaszcza, gdy sięgniemy po raz kolejny po film „Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Chociaż jest to produkcja kinowa, nie odbiega zbytnio od realiów, bo prawdziwe życie legendy dzikiego zachodu było równie fascynujące.
Jesse Woodson James przyszedł na świat 5 września 1847 roku w hrabstwie Clay. Jego ojciec był pastorem Kościoła baptystów i zapewne nie przypuszczał, jaką sławą będzie cieszył się syn. Nie mógł się jednak przekonać o tym na własne oczy, bo zmarł, gdy Jesse miał 4 lata. Wdowa wyszła za mąż jeszcze dwukrotnie, a z dr Reubenem Samuelem miała czwórkę dzieci. Trudno mówić, że w ich domu panowała bieda. Rodzina miała w posiadaniu siedmiu niewolników, którzy zajmowali się uprawą tytoniu w Missouri. Jednak tamte czasy nie należały do spokojnych. Gdy Jesse miał 14 lat wybuchła wojna secesyjna. Tamtejsze wydarzenia mogły mieć wpływ na to, że młody James nie wybrał później spokojnego życia. Razem ze starszym bratem Frankiem dołączyli do konfederackich partyzantów i brali udział między innymi w masakrze w Centralii. Zabito tam 22 żołnierzy Unii, których zwłoki następnie oskalpowano. Po czymś takim z pewnością trudno jest zostać spokojnym rolnikiem.
Przeczytaj także: Najbardziej zuchwałe napady w historii Wysp Brytyjskich »Gdy wojna secesyjna dobiegła końca, wielu mężczyzn zaczęło łączyć się w gangi i w ten sposób zarabiać na życie. Krążą pogłoski, że bracia James również uczestniczyli w napadach, jednak zaczęło być o nich głośno dopiero 7 grudnia 1869 roku. Wtedy to Jesse (prawdopodobnie w towarzystwie Franka) napadł na bank w Gallatin. Chociaż zrabowali mało pieniędzy, ich wyczyn zapisał się w kartach historii. To dlatego, że Jesse zabił kasjera Johna Sheetsa, który miał być rzekomo Samuelem P. Coxem – mordercą Williama T. Andersona, dowódcy braci Jamesów z czasów wojny. Z tą chwilą Jesse stał się najsłynniejszym, byłym partyzantem, jednocześnie będąc uznawanym za wyjętego spod prawa. Ponadto gubernator Missouri, Thomas T. Crittenden, ustanowił nagrodę za jego pojmanie. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy stanęli przeciwko Jamesowi. John Newman Edwards - redaktor i założyciel gazety Kansas City Times, a ponadto były kawalerzysta Konfederacji – zaczął publikować listy Jamesa, w których ten twierdził, że jest niewinny.
Tymczasem Jesse i Frank razem z braćmi Younger stworzyli grupę, która przeszła do historii pod nazwą James-Younger Gang. Zaczęli rabować banki, pociągi oraz dyliżanse. Jedna z ich najsłynniejszych akcji miała miejsce 21 lipca 1873 roku. Mając na głowach charakterystyczne kaptury Ku Klux Klanu, w Adair w stanie Iowa doprowadzili do wykolejenia pociągu i ukradli około 3000 dolarów. Ich późniejsze napady na transport kolejowy miały już lżejszy charakter. Jesse, by niepotrzebnie się nie przeciążać, nie okradał pasażerów. W ten sposób zrodziła się legenda, która ukazywała jednego z braci James jako współczesnego Robin Hooda.
W 1874 roku spółka Adams Express Company zwróciła się do Narodowej Agencji Detektywistycznej Pinkertona, by ta uchwyciła członków grupy James-Younger. Nie było to jednak łatwe zadanie. Gang cieszył się ogromnym poparciem wśród byłych żołnierzy Konfederacji i wciąż wymykał się Agencji Pinkertona. Ta wysyłała swoich ludzi, by infiltrowali środowisko grupy James-Younger, ale w niedługim czasie wszyscy byli znajdowani martwi. Masa niepowodzeń sprawiła, że Alan Pinkerton – założyciel Narodowej Agendji Detektywistycznej – potraktował sprawę osobiście i poprzysiągł zemstę. W nocy z 25 na 26 stycznia 1875 roku detektywi ruszyli na rodzinny dom braci James. Do środka wrzucono bombę, której wybuch zabił przyrodniego brata Jamesów i ciężko ranił matkę. Pinkerton twierdził, że celem akcji nie było spalenie domu. Jednak biograf braci James – Ted Yeatman – natrafił w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych na list, w którym założyciel agencji otwarcie przyznaje jaki ma zamiar. Nalot Agencji Pinkertona oburzył wielu ludzi. Z łamów Kansas City Times biło wsparcie i sympatia dla Jamesa. W Missouri o mało nie doszło do przejścia ustawy, która zapewniała amnestię członkom grupy James-Younger.
Przeczytaj także: Mafia nauczy Cię jak być prawdziwym mężczyzną »Nie oznaczało to jednak, że Jessy James oraz inni członkowie gangu mogli spać spokojnie. Najbliższe wydarzenia miały pokazać, że grupa ma coraz mniej szczęścia, a pętla wydaje się zaciskać coraz mocniej. 7 września 1876 roku był pechowym dniem dla rewolwerowców. Tego dnia podzielili się oni na grupy, które miały dotrzeć do miejscowości położonych po obu stronach miasta Northfield. Tam o godzinie 14 mieli napaść na bank. Jednak część członków gangu udała się wcześniej do restauracji, gdzie jedzeniu towarzyszyły spore ilości whisky. Zapewne to spowodowało, że ich plan się nie powiódł. Sam Jesse James był przeciwny piciu przed i w trakcie akcji. Wielokrotnie widział podczas wojny secesyjnej, ale również i po niej, jak alkohol wpływa na działanie ludzi. W trakcie napadu mieszkańcy chwycili za broń i tylko Jesse z Frankiem uciekli żywi i wolni. Gang został zniszczony.
Jesse ufał już jedynie braciom Ford – Charleyowi i Robertowi. Nie wiedział, że Bob prowadził tajne negocjacje z gubernatorem Missouri, Thomasem T. Crittendenem. 3 kwietnia 1882 roku stał się ostatnim dniem życia legendy dzikiego zachodu. Było gorąco i Jesse zdjął swój płaszcz oraz pas z bronią. Zobaczył, że wiszący na ścianie obraz jest zakurzony i stanął na krześle, by go oczyścić. Wtedy Robert Ford wycelował w tył jego głowy i nacisnął na spust.
Zabójstwo Jess’ego Jamesa stało się narodową sensacją, a Ford wcale nie ukrywał swojej roli w tym zdarzeniu. Na miejsce przybywały całe tłumy, by zobaczyć martwą legendę. Bracia Ford zostali natomiast oskarżeni o morderstwo pierwszego stopnia i skazani na śmierć przez powieszenie. Jednak dwie godziny później gubernator Crittenden ich ułaskawił. Później bracia uciekli do Missouri i zajęli się obwoźnym przedstawianiem śmierci Jess’ego Jamesa. Wydaje się jednak, że los ukarał ich za zdradę. Chorujący na gruźlicę i uzależniony od morfiny Charley popełnia samobójstwo. Robert natomiast prowadzi saloon w Creede. 8 czerwca 1892 roku do jego lokalu przychodzi Edward O’Kelley. Mężczyzna mówi „Cześć, Bob” i następnie strzela prosto w gardło Roberta, zabijając go na miejscu. O’Kelley zostaje skazany na dożywocie, ale po podpisaniu 7000 petycji na rzecz jego uwolnienia, gubernator ułaskawia go 3 października 1902 roku.
Przeczytaj także: Masakra w Dniu Świętego Walentego - o tym jak Al Capone rozumiał prawa rynku »Jak to ze sławnymi ludźmi bywa, wokół śmierci Jess’ego Jamesa powstało wiele legend. Część ludzi twierdzi, że Robert Ford zabił kogoś innego i legendarny rewolwerowiec żyje w ukryciu. Również dziennik Calamity Jane – kobiety będącej rewolwerowcem – wydaje się potwierdzać tę informację. Otóż zapiski w nim sugerują, że Calamity spotkała Jess’ego 7 lat po jego śmierci. Miał on żyć pod nazwiskiem Dalton i ujawnić się, gdy dożyje stu lat. Co prawda, w 1948 roku J. Frank Dalton przyznał, że jest słynnym rewolwerowcem, ale był on po prostu żądny sławy. Skąd ta pewność? W 1995 roku ciało Jess’ego zostało ekshumowane i poddane badaniom DNA. Wyniki wykazały, że jest ono zgodne z DNA krewnych Jamesa w linii żeńskiej. Jesse James poniósł więc śmierć z ręki zdrajcy.