2011.07.11// D. Jędrzejewska
„Konia pod siodło, koguta do walk, a kobietę w ramiona” – mawiają meksykańscy charros. Kiedy oglądamy w telewizji śmiałków mierzących się z rozwścieczonymi bykami, zastanawiamy się, cóż ich skłoniło do tej „zabawy”? Czy to wariaci czy desperaci, którzy w ten sposób starają się zarobić na chleb? Mimo naszego zdziwienia w Meksyku panuje dość powszechny pogląd, że to właśnie charros uprawiają jedyny słuszny w tym kraju sport narodowy. Meksykańska odmiana rodeo wydaje się być bardziej „subtelna”, niż ta bardziej znana - amerykańska.
Konkursy dla kowbojów z Meksyku odbywają się zwykle w niedzielę około południa. Konkurencje, w których mogą wziąć udział charros, to ujeżdżanie dzikich koni lub łapanie ich na lasso, bądź próby powalenia byka. Punkty zdobywa się za szybkość i styl. Co ciekawe, zawody uwzględniają również czynny udział kobiet. Podczas „escaramuza charra” prawdziwe meksykańskie kowbojki dosiadają konie prawie na równi z mężczyznami – z tą różnicą, że robią to bokiem, by wypaść w konkurencji bardziej „kobieco”. Częścią tradycji jest ich wspólny, barwny „taniec”, wykonany na koniach w rytm meksykańskiej muzyki.
Charros wywodzą się z Hiszpanii. Kiedy w Meksyku zaczęto uprawiać bydło, ich umiejętności okazały się bezcenne. Wcześniej, na mocy dekretu z 1528 roku, Indianie nie mogli jeździć wierzchem. Karano za to śmiercią.
Umiejętności, które pozwalały ujarzmić byka, szybko wygenerowały wśród gorącokrwistych charros chęć współzawodnictwa. Najpierw rywalizowano kameralnie - na ranczach, potem zmagania przerodziły się w tradycyjne zawody. Romantyczny i porywczy charakter, skłonność do spożywania trunków i zdobywania kobiet – to cechy wciąż wyróżniające tych współczesnych kowbojów. W dzisiejszym świecie tylko oni potrafią tak widowiskowo i z klasą „brać byka za rogi”.