2012.12.07// D. Pęgiel
Wyznanie strażnika miejskiego, które opublikował dziennik "Fakt", potwierdza narzekania Polaków, że władzy i jej organom nie zależy na bezpieczeństwie podatników, a na ich pieniądzach i statystykach.
Przeczytaj także: Nowe zasady karania kierowców »-
W pracy strażnicy mówią na okrągło o mandatach, liczy się im liczbę kwitów, wyciąga średnią - oznajmił chcący zachować anonimowość strażnik miejski z Krakowa. -
Oficjalnie nie ma czegoś takiego jak dzienna norma, ale przyniesienie przez kilka kolejnych dni tylko 2–3 mandatów może być powodem "poważnej" rozmowy lub wręcz wylania z pracy. Bycie "ludzkim" nie popłaca i jest źle widziane przez przełożonych - dodaje.
Ze słów strażnika wynika, że najważniejszym zadaniem straży miejskiej jest karanie. Właśnie tego wymagają przełożeni. To oni mają przypominać na odprawach, by wlepiać mandaty, rezygnując z pouczeń. -
"Panowie, spada restrykcyjność, za dużo pouczeń, brakuje nam tylu, a tylu mandatów do końca miesiąca z danego paragrafu, weźcie się do pracy!". Takie były instrukcje - oznajmił rozmówca Faktu.
Przeczytaj także: Kolejne służby z paralizatorami. Prawa obywatelskie zagrożone? »Podobnie sytuacja wygląda w policji. Redakcja TVP poinformowała o przypadku z Dzierżeniowa. Tamtejsi policjanci, którzy na służbie nie nałożą żadnego mandatu, trafiają na dywanik do komendanta. Kwestią tą ma zająć się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych.