2011.12.22// D. Pęgiel
Radio RMF FM poinformowało, że materiały wybuchowe, które wczoraj eksplodowały pod samochodem polskich żołnierzy, nie zostały zdetonowane radiowo. Na miejscu tragedii znaleziono podłączone do ładunku przewody. Pięciu Polaków zabiła mina domowej roboty – czytamy na portalu Onet.pl, który powołuje się na PAP. W Afganistanie zginęło w sumie 35 polskich wojskowych i cywilny ratownik medyczny.
Polscy żołnierze w Afganistanie
Przewody były dobrze schowane. Ich stan świadczy o tym, że ładunek został przygotowany nawet kilkanaście tygodni wcześniej. Prowadziły one do oddalonego o kilkaset metrów opuszczonego budynku, z którego rebelianci musieli obserwować drogę.
W wyniku wybuchu miny składającej się ze 100 kilogramów trotylu poległo pięciu polskich żołnierzy: st. kapral Piotr Ciesielski, st. szeregowy Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach. Zabici mieli od 22 do 33 lat. Większość z nich odbywała pierwszą zagraniczną misję. Wszyscy byli z 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej.
Rzecznik Dowództwa Operacyjnego ppłk Mirosław Ochyra poinformował, że zamach przy wykorzystaniu tak zwanego improwizowanego ładunku wybuchowego miał miejsce wczoraj rano, gdy Polacy wracali po wykonaniu zadań przez regionalny zespół odbudowy (PRT) z miejscowości Razaak. Do eksplozji doszło niedaleko drogi Highway 1 – głównej trasy między Kabulem i Kandaharem.
Konwój składał się z sześciu pojazdów, w których podróżowało 30 wojskowych. Wybuch nastąpił pod M-ATV - czterokołowym wozem opancerzonym produkcji amerykańskiej. Na miejsce zdarzenia bezzwłocznie wezwano śmigłowce ewakuacji medyczne, jednak nie udało się ocalić nikogo z poszkodowanych.