2011.04.13// D. Pęgiel
Podobnie jak libijscy rebelianci, także państwa, na których ciąży główna odpowiedzialność za operację w Libii – Francja i Wielka Brytania, wyraziły swoje niezadowolenie z działań NATO. Francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppé oznajmił, że Sojusz
w niewystarczający sposób chroni cywilów w Libii i powinien niszczyć więcej ciężkiej broni należącej do wojsk Muammara Kadafiego. Wtórował mu jego brytyjski odpowiednik William Hague, domagając się zintensyfikowania operacji NATO.
Krytyczne wypowiedzi odrzuca generał Mark Van Uhm z dowództwa NATO. -
Biorąc pod uwagę środki, którymi dysponujemy, wykonujemy dobrą robotę - powiedział. Według wojskowego NATO skutecznie wypełnia mandat wyznaczony przez Radę Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych - egzekwuje embargo na broń, patroluje strefę zakazu lotów i chroni cywilów.
Francuskie lotnictwo
Zdaniem Nicka Witneya z European Council of Foreign Relation w Libii rośnie prawdopodobieństwo pata militarnego i dyplomatycznego. -
Francja nigdy nie chciała, żeby tę operację przejęło NATO – twierdzi specjalista. Teraz Paryż ma próbować zrzucić winę na Sojusz, by uprzedzić narastającą krytykę, że wmanewrował się w wojnę bez jasno określonego celu i strategii wyjścia
Rewolta przeciwko pułkownikowi Kadafiemu rozpoczęła się w połowie lutego w Bengazi od ulicznych protestów, które usiłowały spacyfikować siły bezpieczeństwa. Zamieszki szybko przeobraziły się w konflikt zbrojny, w który 19 maca zaangażowała się międzynarodowa koalicja, a następnie NATO.