2011.08.13// D. Pęgiel
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych twierdzi, że co drugi funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu nie zaliczył odpowiedniego testu. BOR broni się, twierdząc, że pirotechnicy czy kierowcy nie muszą być superstrzelcami – czytamy na internetowej stronie "Rzeczpospolitej". Gazeta zaznacza, iż powtórka szkoleń ze strzelania lub wyszkolenia taktyczno-obronnego dla tych, którzy ich nie zaliczyli, kosztowała jednostkę dodatkowe 50 tys. zł.
BOR
54% funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu uzyskało ocenę niedostateczną ze strzelania lub wyszkolenia taktyczno-obronnego – wynika z opublikowanego przez MSWiA raportu za 2010 rok. Najsłabiej zaprezentowali się pod tym względem członkowie oddziału II (pirotechnicy), III (ochraniający obiekty) i V (transport, w tym m.in. kierowcy BOR).
-
Te trzy oddziały, które wypadły najgorzej, są najmniej zaangażowane w ochronę osobistą – twierdzi major Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR. Zaznacza, że w dwóch najważniejszych oddziałach (ochrona bezpośrednia i zabezpieczenia specjalnego) funkcjonariusze wypadli świetnie. Tylko jeden musiał powtarzać szkolenie i egzamin ze strzelania.
-
Zależy nam, by pirotechnik zamiast rewelacyjnie strzelać, potrafił perfekcyjnie rozbroić każdą bombę, a kierowca wiozący VIP był orłem z techniki jazdy w każdych warunkach i sytuacjach – podkreśla przedstawiciel BOR. -
Choć oczywiście te szkolenia z umiejętności strzelania i obrony muszą być zaliczone. Poza tym uważam, że lepiej poprawić ocenę niedostateczną, ale faktycznie nauczyć się strzelać, niż dostawać "piątki" na papierze – dodaje Aleksandrowicz.
Stanowiska rzecznika nie podziela Jerzy Dziewulski, były szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. –
To smutne i gorzkie – komentuje rezultaty kontroli resortu.- O
chraniać najważniejsze osoby w państwie to zaszczyt. Ktoś, kto traktuje pracę tam jak pracę w urzędzie, powinien stamtąd odejść – twierdzi Dziewulski.