2013.09.07// P. Rączka
Amerykanka niemieckiego pochodzenia, która przesiedziała 23 lata w celi śmierci, wyszła na wolność za kaucją w wysokości 250 tysięcy dolarów, a sąd unieważnił jej poprzedni wyrok, a ta czeka teraz na ponowny proces. Sąd uznał, że dowody, które posłużyły do skazania jej za domniemane morderstwo kilkuletniego synka, są mało wiarygodne. Wszystko dzięki organizacji non-profit broniącej praw obywatelskich, która odkryła, iż prokuratura celowo zataiła przed sądem to, iż szeryf Saldate nie był w pełni wiarygodny jako jedyny świadek.
Do morderstwa czteroletniego synka Milke doszło w 1989 roku. Rozwiedziona Debra Milke mieszkała ze znajomym swojej siostry, Jimem Styersem. Mężczyzna pewnego dnia zabrał dziecko na zakupy i po kilku godzinach zadzwonił do niej, twierdząc, iż czterolatek się zgubił. Po kilku godzinach policja aresztowała Rogera Scotta, wieloletniego przyjaciela rodziny kobiety. Ten przyznał, że wie gdzie jest dziecko i że jest ono martwe. Ciało czterolatka z czterema ranami postrzałowymi w głowie znaleziono zakopane na pustyni.
Scott twierdził, że morderstwa dopuścił się Styers, a matka o wszystkim wiedziała i sama nakłaniała mężczyznę do działania. Mężczyzna nie zeznał jednak tego w sądzie i nie chciał obciążać kobiety, ta jednak miała sama przyznać się do winy na przesłuchaniu – jak twierdził szeryf Armando Saldate, który - wedle dzisiejszych informacji - wymusił na niej przyznanie się do winy. Jak się okazało szeryf często wymuszał pożądane oświadczenia lub kłamał w sądzie na niekorzyść oskarżonych.