Nim o historii „Mary Celeste” usłyszał w ówczesnych czasach prawie cały świat, o statku krążyły już dziwne opowieści, jeszcze w rejonie Nowej Szkocji, wkrótce po tym jak został zbudowany. „Amazon” – taką właśnie nazwę w 1861 roku nosiła „Mary Celeste”, był jednym ze statków należących do nowoszkockiego przedsiębiorstwa J.H.Winchester and Co. Można by rzecz – zwykła brygantyna, o niewielkich rozmiarach, która przemierzała oceany. Głównym zadaniem „Amazon’u” było, jak to w przypadku statków – przewożenie towarów w celach handlowych do portów śródziemnomorskich. Prawdopodobnie nikt nigdy nie powiedziałby, że jedna z takich przepraw przez niespokojne wody zamieni się w najgłośniejsze morskie zdarzenie, które wstrząśnie opinią publiczną i kapitanami ówczesnych czasów.
kapitan Oliver Dereau
Zagadka statku stanowi wciąż nierozwiązywalną historię. Nim doszło do tej morskiej tragedii, brygantyna już wcześniej zyskała złą sławę. Wszystko to za sprawą dość nieprzychylnych wydarzeń związanych ze statkiem. Pierwszy kapitan, który objął dowodzenie na” Amazonie” zachorował w bardzo krótkim czasie na zapalenie płuc, które doprowadziło go do śmierci. Kolejny dowódca zderzył się z kutrem rybackim przy brzegu oceanu i musiał oddać statek do naprawy. Wówczas w stoczni, brygantyna stanęła w płomieniach, co znacznie opóźniło naprawę.
Dei Gratia
To jednak nie koniec – kolejny kapitan dowodzący statkiem, wkrótce po wyruszeniu na Atlantyk, spowodował zderzenie z innym okrętem w kanale La Manche - kapitan „Amazona” w wyniku obrażeń zmarł. Przez następne lata statek doskonale spisywał się na wodach oceanicznych przewożąc towary do portowych miast. Ciekawe zdarzenie miało miejsce w 1867 kiedy to statek został wyrzucony na brzeg w Nowej Szkocji. Przejął go wówczas Richard Haines z Nowego Jorku i skrupulatnie wyremontował. Rok później zmieniono nazwę brygantyny na „Mary Celeste”.
Kapitan Benjamin Briggs
4 lata później doszło do niewytłumaczalnego zdarzenia, które osławiło statek i nadało mu miano statku-widmo… 5 listopada 1872 roku „Mary Celeste” wypłynęła z portu w Nowym Jorku z ładunkiem, na który składał się głównie z beczek wypełnionych spirytusem. Na pokładzie znajdował się kapitan Benjamin Briggs wraz z żoną Sarah, ich 2-letnia córka oraz pozostali członkowie wyprawy. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Załoga miała docelowo dopłynąć do portu w Genui i tam rozładować ładunek. Niestety nigdy nie dotarli na miejsce… Na tej samej trasie, mniej więcej w godzinach południowych, kapitan statku ”Dei Gratia” zauważa dryfujący na oceanie żaglowiec. Sternik John Johnsen bez większego namysłu postanowił podpłynąć bliżej Mary Celeste, bowiem w jego zamyśle – załoga mogła potrzebować pomocy.
Sarah Briggs
Dryfująca Mary Celeste
Wrak Mary Celeste
Gdy załoga z „Dei Gratia” przedostała się na pokład żaglowca, widok jaki zastali zmroził im krew w żyłach. Pokład był kompletnie opustoszały, nie było dosłownie żywej duszy. Po bardziej wnikliwych oględzinach statku, który nosił na sobie zaledwie lekkie uszkodzenia, zauważono, że wejście do ładowni było wyrwane a wewnątrz woda sięgała co najmniej metra wysokości. Znaleziono także zniszczony kompas oraz zegar okrętowy. Zabrakło natomiast map, dokumentów okrętowych i przyrządów do nawigacji, bez których nikt nie wyruszał w morską wyprawę. Niektóre z żagli były zwinięte – mogło to wskazywać, że w trakcie ich stawiania wydarzyło się coś co skłoniło załogę do szybkiej ucieczki…
Co ciekawe – wielki i ciężki, żelazny piec do przyrządzania potraw, został wyrwany z podłogi. W żadnym z pomieszczeń nie znaleziono śladów walki, aczkolwiek pod łóżkiem kapitana znaleziono lekko zakrwawioną szablę... Zapasy żywności pozostały w nienaruszonym stanie. Koło sterowe było niezabezpieczone, jak to się robi w przypadku opuszczenia statku. Ponadto mówi się również o pozostałościach takich jak niedopita kawa, susząca się bielizna czy też rozpoczęty posiłek. Na pokładzie pozostały także wszystkie kosztowności należące do członków załogi. Ustalono również, że „Mary Celeste” zboczyła z kursu o 60 mil podczas przebywania załogi na statku.
Jedyna teoria, która wydaje się być najbardziej prawdopodobna mówi o tym, że przewożony ładunek w postaci beczek spirytusu był niedokładnie zabezpieczony. Dębowe beczki były po prostu nieszczelne, co skutkowało ulatnianiem się oparów spirytusu. Podczas rutynowego sprawdzania ładunku, jeden z członków załogi prawdopodobnie poczuł uderzający odór i natychmiast wezwał resztę. Ci w popłochu zaczęli uciekać ze statku, wiedząc czym grozi tak duże stężenie oparów. Niemniej jednak w między czasie zrodziło się kilka teorii spiskowych. Jedna z nich mówiła nawet o legendarnym Krakenie, który zaatakował Mary Celeste, a druga o istotach pochodzących z odległych planet.
Tablica upamiętniająca załogę Mary Celeste
Porzucony okręt, kapitan „Dei Gratii”, sprowadził do wybrzeży Gibraltaru z zamiarem otrzymania rekompensaty za sprowadzenie statku. Został jednak oskarżony o wymordowanie całej załogi w celu uzyskania bardzo wysokiej nagrody za sprowadzenie „Mary Celeste” – 46,000 dolarów. Koniec końców, załoga „Dei Gratii” została oczyszczona z zarzutów i sprawę zamknięto, bowiem nikt nie był w stanie stwierdzić co naprawdę mogło się wydarzyć na pokładzie statku tego dnia. Niemniej jednak legenda o tej tragedii krąży po dzień dzisiejszy i opowiadana jest podczas morskich wojaży. Wrak Mary Celeste spoczywa obecnie na dnie oceanu – został odkryty w 2001 roku podczas badań organizacji „National Underwater and Marine Agency”.