2011.09.25// D. Pęgiel
"Odebraliście mi szansę na godne życie..." – stwierdził w liście do premiera Donalda Tuska 49-letni mężczyzna, który w piątek targnął się na swoje życie przed kancelarią szefa rządu. Drugą wiadomość emerytowany policjant pozostawił żonie i dzieciom. Obecnie przebywa on w szpitalu, gdzie trafił z poparzeniami 50% powierzchni ciała.
Donald Tusk
Andrzej Ż. przedstawia się w liście do premiera jako zawiedziony zwolennik Platformy Obywatelskiej. W korespondencji do żony, do której dotarł "Fakt", stwierdził natomiast: "Moja Kochana Żono, przez 3 lata starałem się zapewnić wam normalne życie wierząc, że państwo przecież nie może mieć na uwadze faktu że dla dobra pokrzywdzonych będzie chronić przestępców poświęcając tym samym wolnych obywateli". -
To politycy odpowiadają za tragedię mojego życia – oznajmiła Renata Ż.-R. -
Gdzie oni byli, gdy mąż próbował walczyć z przekrętami, gdzie byli, gdy mój mąż pisał do nich skargi i listy! – powiedziała.
Przeczytaj także: Mężczyzna podpalił się przed kancelarią premiera » Zdaniem małżonki Andrzeja Ż. jej mąż wpadł na trop nieprawidłowości w urzędzie, w którym pracował. -
Za to zwolnili go z pracy. Zostaliśmy tylko z jego skromną, policyjną emeryturą – stwierdziła kobieta. -
Zawsze był skryty, nie mówił mi o naszych problemach finansowych. Był jednak bezradny wobec obojętności polityków, którzy głusi byli na sprawy przez niego ujawnione – dodaje.